WYSPA
Bielsko-Biała to miasto, które ma nie tylko polskie korzenie. Pod koniec lat 30. blisko 50 proc. mieszkańców Bielska (do 1 stycznia 1951 roku Bielsko i Biała to były dwa oddzielne miasta) deklarowało narodowość niemiecką, mówiono nawet, że to najbardziej niemieckie miasto w polskiej części Śląska. Bielsko nazywane bywało niemiecką wyspą językową, Niemcy mieszkali tutaj przez wieki. Bielsko to miasto stworzone także przez Żydów. W 1939 roku liczba żydowskich mieszkańców miasta przekroczyła 5 tys. osób. Liczna była także społeczność żydowska w Białej — w 1938 r. liczba mieszkańców pochodzenia żydowskiego w Białej wyniosła 3943 osoby. Wielokulturowość miasta przerwała wojna. 13 września 1939 r. Niemcy zniszczyli synagogę w Bielsku, dzień później spalili także świątynię w Białej. Dorota Wiewióra, obecna szefowa bielskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, pochodzi z rodziny Schrajberów z Krakowa. Spośród ponad 70 członków tej rodziny wojnę przeżyli tylko jej tata i jego brat. Reszta osób zginęła. Podobny los spotkał wiele bielskich i bialskich rodzin. Większość tych, którzy przeżyli, po 1968 roku wyjechali z miasta. Niektórzy z tych, którzy zdecydowali się pozostać, przyjmowali polskie nazwiska, by „wtopić” się w miasto.
Polskie nazwiska przyjęła także część spośród tych nielicznych Niemców, którzy zdecydowali się zostać w mieście. Po wojnie próbowano wymazać obecność Niemców z historii miasta albo pokazywać ich tylko przez pryzmat tych, którzy witali flagami ze swastykami wkraczających hitlerowców. Ewangelicki cmentarz w Białej, którego początki sięgają jeszcze XVIII wieku, to jedna z najstarszych nekropolii w mieście. Pochowano tutaj zasłużonych dla miasta ludzi — duchownych, fabrykantów, urzędników. Osoby odwiedzające cmentarz na pewno natknęły się tam na nagrobki z napisami zamazanymi czarną mazią. Nagrobki zostały zniszczone po II wojnie światowej, stało się to na fali zacierania w Bielsku i Białej wszystkich śladów związanych z niemieckością. Jeśli pomnik miał niemieckie napisy, mógł zostać skonfiskowany, zamazując napisy, próbowano ocalić nagrobki przed ich usunięciem z nekropolii. Żyją jeszcze Niemcy zmuszeni do opuszczenia przed laty swoich rodzinnych domów. Ich głos w Bielsku-Białej nadal jest bardzo mało słyszalny. Twórcy filmu, pasjonaci historii miasta, postanowili to zmienić. – Chcieliśmy zarejestrować wspomnienia dawnych mieszkańców, spojrzeć na miasto inaczej, ich oczami. Wysłuchaliśmy wielu godzin opowieści o szczęśliwym dzieciństwie przerwanym przez wojnę, o tęsknocie, o tym, jak trudno było sobie ułożyć życie w nowym miejscu — opowiadają twórcy filmu. Tęsknocie tak dużej, że jeszcze do niedawna w Niemczech wydawano np. gazetę z aktualnościami z Bielska-Białej. Opowieści bohaterów filmu opatrzone są komentarzami osób znających historię miasta. Jedną z nich jest Stanisław Noworyta, były radny miejski. To jedna z osób, którym zależy na pokazywaniu historii miasta takiej, jaka była naprawdę. Jego staraniem udało się wydać niedawno “Dziennik dra Rudolfa Lubicha, niemieckiego bielszczanina — lekarza, z lat 1939-1941”. Wydawnictwo jest już w sprzedaży. Rudolf Lubich, lekarz i bielski urzędnik, w swoim prowadzonym od 1 września 1939 roku pamiętniku opowiada o wkraczających do Bielitz oddziałach. Lubich opisując miejscowych Niemców, także nazywa ich “wyspą”.
Przez lata Bielsko-Biała było miastem zamieszkiwanym przede wszystkim przez Polaków. To się zmienia od kilku lat. Tych, którzy musieli przed laty wyjechać, zastąpili inni, zmuszani z powodu wojen czy sytuacji politycznej do opuszczenia swoich ojczyzn. Już co dziesiąty mieszkaniec to osoba z Ukrainy, coraz liczebniejsza jest społeczność afgańska, schronienie w Bielsku-Białej znaleźli także uchodźcy polityczni z Białorusi. Odzyskują głos także ci, którzy mogli się czuć przez wiele lat pomijani. W Bielsku-Białej w dniu św. Mikołaja, gdy tradycyjnie rozbłyska świątecznymi światełkami okazała choinka na placu Chrobrego, zapalamy także chanukową świecę, przypominając, że mieszkają tutaj z nami także Żydzi. Na naszych oczach na nowo rodzi się wielokulturowość.